tag:blogger.com,1999:blog-25951066404589372062024-02-20T12:14:50.534-08:00Nothing's The SameClaudehttp://www.blogger.com/profile/03632389619157187925noreply@blogger.comBlogger4125tag:blogger.com,1999:blog-2595106640458937206.post-48796244723781339812014-08-06T12:12:00.001-07:002014-08-06T12:12:54.812-07:00Rozdział trzeci<br />
<br />
- No więc? - zacząłem po paru minutach ciszy, w czasie których po prostu siedzieliśmy naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem.<br />
Przez kilka naprawdę krótkich chwil, kiedy nie widziałem nic innego poza zielenią jego zniewalających oczu, czułem się jak za dawnych czasów. Czasów, które bezpowrotnie minęły...<br />
Mogłem wmawiać sobie, że nie chciałem tej rozmowy, ale to nie zmieni faktu, że ciekawiło mnie, co Harry ma mi do powiedzenia. Dlatego też byłem nieco zirytowany tym, że nie przeszedł od razu do sedna. <br />
- Co u ciebie słychać? - zapytał.<br />
- Naprawdę o tym chciałeś rozmawiać? - uniosłem brwi do góry. <br />
- Cóż... nie do końca, ale jakoś trzeba zacząć, prawda? - wyjaśnił, podczas gdy niewielki uśmiech pojawił się na jego twarzy.<br />
Westchnąłem.<br />
- Skoro już tak koniecznie chcesz wiedzieć, to niezbyt wiele się zmieniło. Jak widzisz, pracuję tu, mam za co żyć, więc nie narzekam. A co u ciebie? Chyba masz córkę, prawda? - zagadnąłem, niby to od niechcenia.<br />
- Naprawdę, to o wiele bardziej skomplikowana historia - powiedział, po czym odchrząknął i dodał - Może kiedyś ci opowiem.<br />
Spojrzałem na Harry'ego. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem.<br />
- Długo nie było cię w Londynie... - <i>i było mi z tym bardzo dobrze.</i><br />
- Uhm... tak. Mieszkałem w Nowym Jorku, ale teraz moja firma założyła swoją filię w Londynie i uhm... zostałem przeniesiony - odparł.<br />
Pokiwałem głową, ale nic nie powiedziałem. Brunet spuścił wzrok i przez jakiś czas poprawiał mankiety swojej koszuli, zupełnie zresztą bez potrzeby, bo były idealnie wyprasowane. Przypuszczam, że ktoś w domu zadbał o to, by tak było.<br />
Przypatrywałem się mu, aż w końcu głośno wypuścił powietrze.<br />
- Dobra, Louis. Nie będę owijać w bawełnę - powiedział głosem o wiele pewniejszym niż wcześniej. - Chcę cię odzyskać. Nie wiem, jak ty, ale ja nie potrafię przestać o tobie myśleć i pewnie to zabrzmiało tandetnie, ale taka jest prawda. Chcę o nas walczyć.<br />
<i>Teraz to kurwa pojechałeś po bandzie, stary. </i><br />
<i>- </i>Louis, dobrze się czujesz? - Harry dotknął lekko mojej dłoni, spoczywającej na stole.<br />
Dopiero, gdy się do mnie odezwał, dotarło do mnie, że wstrzymywałem oddech. Wypuściłem ze świstem powietrze. Przełknąłem ślinę, spoglądając na Styles'a spod przymkniętych powiek.<i> Jak on w ogóle śmiał mówić coś takiego? Jakim prawem tak łatwo zniszczył wszystko, na co pracowałem przez ostatnie pieprzone siedem lat? </i><br />
Szybkim ruchem odsunąłem krzesło, po czym nie zastanawiając się, wybiegłem z kawiarni.<br />
- Louis! Louis zaczekaj! - słyszałem za sobą wołanie Harry'ego.<br />
<br />
*<br />
<br />
Biegłem ulicą, przeciskałem się między ludźmi, nie zważając na to, jak idiotycznie musiałem wyglądać w swoim roboczym fartuchu. Chociaż moja ucieczka wydawała się dobrym pomysłem, to pożałowałem tego niemal od razu, ponieważ już po chwili musiałem zatrzymać się, by złapać oddech. Cóż, nie mogę się pochwalić najlepszą kondycją. Jednak tego samego nie można powiedzieć o Stylesie, gdyż ten już po kilku sekundach mnie dogonił i nawet nie miał zadyszki.<br />
- Wszystko okej? - spytał, patrząc jak kaszlę, próbując unormować swój oddech.<br />
Przytaknąłem jedynie, gdyż nie mogłem mówić. Wyglądałem beznadziejnie. Z łzami lecącymi z policzka, cały czerwony i jeszcze omal nie wyplułem płuc na chodnik. <i>Louis Tomlinson - chodząca katastrofa.</i><br />
- Idź sobie - wydusiłem, wysilając się, by popatrzeć na bruneta.<br />
- Louis - westchnął. - Posłuchaj mnie...<br />
- O nie - zaprotestowałem. - To ty mnie posłuchaj. Przychodzisz sobie tutaj jak gdyby nigdy nic, mówisz, że nadal mnie kochasz i co? I myślisz sobie, że rzucę wszystko, zapomnę o tym, co było i znowu będziemy razem? Pojebało cię? To tak nie działa. Nie było cię przez siedem lat, odszedłeś z własnej woli i teraz nagle wracasz? Miałem nadzieję, że wreszcie o tobie zapomnę, że ułożę sobie życie, ale nie! Wiesz co? Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale nienawidzę cię! Jesteś najgorszym, co mnie w życiu spotkało! A teraz idź już z łaski swojej, zanim całkiem się rozkleję. Idź, tak jak siedem lat temu i daj mi święty spokój - zakończyłem swój monolog łamiącym się głosem.<br />
Zamurowało go. <br />
- To twoje ostatnie słowa? - zapytał cicho.<br />
Nie zareagowałem. Harry musiał uznać moje milczenie za odpowiedź, dlatego też po chwili wpatrywania się w asfalt, odszedł. Wmieszał się w tłum ludzi i zniknął mi z oczu. Usiadłem na krawężniku z pustym wyrazem twarzy. <i>Łatwo poszło. Za łatwo. Co ja najlepszego zrobiłem? </i>Na dobrą sprawę, żadne z słów, które mu powiedziałem nie było bliskie prawdy. Kochałem tego sukinsyna. <i>Ale co to zmienia? </i>Wybuchnąłem niekontrolowanym płaczem, dławiąc się i krztusząc własnymi łzami. <i>Boże...</i><br />
<br />
*<br />
<br />
Jakieś dwie godziny później siedziałem na kanapie w swoim mieszkaniu otulony kocem, a łzy nadal płynęły mi z oczu. Jestem niemal pewien, że można by było wypełnić nimi Atlantyk. Zayn i Niall próbowali jakoś mnie pocieszyć i chociaż dawali z siebie wszystko, to nie za bardzo im wychodziło.<br />
- Hej, Robaczku już wszystko jest w porządku - mówił Zayn kojącym głosem.<br />
Tulił mnie do siebie, podczas gdy Niall robił w kuchni herbatę.<br />
- Nadal nie wierzę, że on na serio był taki bezczelny. Żałuję, że namawiałem cię na tę rozmowę - stwierdził Irlandczyk, idąc z trzema kubkami parującej herbaty. - Czy on zawsze taki był?<br />
- Jaki? - spytał Malik. - Chamski, dziecinny i egoistyczny? Tak, zawsze.<br />
Spojrzałem na ciemnowłosego z wyrzutem. On wcale taki nie był. Harry to porządny facet. Wiem o tym, ale to, jak mnie potraktował to już zupełnie inna bajka. <br />
- Och - westchnął blondyn.<br />
Usiadł obok Zayna, który położył dłoń na kolanie swojego ukochanego, podczas gdy drugą ręką cały czas głaskał mnie po plecach.<br />
- Mam pomysł - powiedział nagle.<br />
Przewróciłem jedynie oczami. Nie pamiętam dnia, w którym Zayn wpadł na jakikolwiek dobry pomysł.<br />
- Nawet nie zaczynaj... - poprosiłem.<br />
Jednak Mulat zignorował moje słowa i zawołał zadowolonym z siebie głosem:<br />
- Pójdźmy do klubu!<br />
- O Boże.. - jęknąłem.<br />
- Żartujesz? - parsknął Niall.<br />
- No hej! Louis, musisz się rozerwać. Nie możesz tu siedzieć i ryczeć jak baba z okresem. Pójdziemy na imprezę, wypijesz drinka, potańczysz, może poznasz kogoś sympatycznego. Dawaj! - opowiadał entuzjastycznie.<br />
<i>Zapowiadał się cholernie długi wieczór... </i><br />
<br />
<i>~*~</i><br />
<br />
<i>Oookej, nie tak miał wyglądać ten rozdział :/ Trochę za bardzo 'dramatycznie' jak na mnie. Chociaż Lou to taka drama queen, więc nawet pasuje. Muszę rozczarować wszystkich, którzy chcieli się dowiedzieć, jak to jest z Harrym i Maggie. Musicie jeszcze trochę poczekać :D</i><br />
<br />
<i>A tak ogólnie, jakie wrażenia po rozdziale? :) Przypominam Wam o komentarzach i przy okazji bardzo Wam dziękuję za każdą opinię. To naprawdę miłe, że ktoś docenia moją pracę i starania x</i><br />
<i> </i><br />
<i>Kocham Was, Klaudia </i>Claudehttp://www.blogger.com/profile/03632389619157187925noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-2595106640458937206.post-35263349834917532662014-07-29T05:11:00.001-07:002014-07-29T05:11:34.842-07:00Rozdział drugi<br />
<br />
*wspomnienie*<br />
<br />
<i>Sobotni wieczór. Mała, niewygodna kanapa, kupiona na pchlim targu za grosze, a na niej dwójka chłopaków splątanych w ciasnym uścisku. Na stoliku świeci się lampka nocna, w telewizorze leci jakiś słaby horror, po całym mieszkaniu walają się jeszcze nierozpakowane pudła, a na oknach zawieszone są prowizoryczne zasłony zrobione z koca.<br />- Nie wierzę, że wreszcie wprowadziliśmy się do pierwszego, własnego mieszkania - mówi Louis, rozglądając się dookoła.<br />- Kiedyś kupimy sobie willę z basenem, ale kawalerka w Londynie to dobry początek - parska Harry.<br />- Mhmm, willa z basenem. Brzmi nieźle - śmieje się szatyn. - Nie sądzisz, że powinniśmy uczcić jakoś naszą pierwszą noc w nowym mieszkaniu?<br />- Ty serio masz jeszcze ochotę na seks? Bo ja jestem padnięty - oznajmia Harry i jak na potwierdzenie swoich słów, zaczyna ziewać.<br />- Myślę, że możemy to przełożyć - mruczy Louis zaspanym głosem, poprawiając swoją pozycję, a Harry tylko kiwa głową w odpowiedzi, po czym składa krótki pocałunek na ustach niższego.<br /> I zasypiają.</i><br />
<br />
Westchnąłem głośno, szczelniej zakrywając się kołdrą. Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Spotkanie z Harrym kompletnie mnie rozbiło. Znowu wróciły wspomnienia, a tym samym i różne domysły, na temat tego, co by było gdyby... To naprawdę niesamowite, że mieliśmy tyle marzeń, planów na przyszłość i wszystko zostało zniszczone. Dawniej, czasami zastanawiałem się, czy gdyby Harry wrócił, moglibyśmy odnowić nasz związek. Teraz już znam odpowiedź. To nie jest możliwe. I nie dlatego, że już go nie kocham, bo niestety nie potrafię wyleczyć się z miłości do tego dupka. Uważam po prostu, że zbyt wiele słów zostało już powiedzianych, zbyt wiele obietnic złamanych i za mało zostało zrobione. Nie ma szans, bym kiedykolwiek jeszcze raz chciał cierpieć tak, jak po jego odejściu. <br />
Zrezygnowany spojrzałem na wyświetlacz telefonu. 6:43. <i>No ja pierdolę...</i> Wiedziałem, że nie ma szans na to, bym zasnął, więc wstałem z łóżka i zawlokłem swoje zwłoki do kuchni. Zaparzyłem sobie mocną kawę, a w międzyczasie posprzątałem trochę w salonie, gdzie nadal widać było pozostałości po naszym 'męskim wieczorze'. Zayn i Niall wrócili do siebie po północy, a ja przez kilka godzin leżałem jeszcze na kanapie (<i>tej samej, z którą łączy się tyle wspomnień),</i> dopiero nad ranem poszedłem do łóżka. <br />
Zawsze zazdrościłem chłopakom ich uczucia. Łączy ich nie tylko prawdziwa miłość, ale przede wszystkim przyjaźń. Są ze sobą bardzo blisko, ich relacja jest wyjątkowo silna. Wiedziałem, odkąd tylko się poznali, że są sobie pisani. Możecie się śmiać, ale mam dar swatkowania. Lubię bawić się w swatkę, pomagać znajomym w poszukiwaniu tego kogoś. <i>Szkoda tylko, że samego siebie nie potrafię z nikim połączyć...</i><br />
Kiedy opróżniłem kubek porządnej kawy, która chociaż trochę postawiła mnie na nogi, poszedłem do łazienki. Przeraziłem się swojego odbicia w lustrze. Kilkudniowy zarost, worki pod oczami i prawdziwy huragan na głowie. <i>No dobra, Tommo - trzeba coś z tym zrobić. To, że czujesz się jak gówno, wcale nie oznacza, że tak też masz wyglądać.</i><br />
<br />
<i>*</i><br />
<br />
<i> </i>Nie wiem jakim cudem w ogóle dotarłem do pracy. Byłem tak cholernie rozkojarzony, że dwa razy niemal zostałem potrącony przez samochód, skręciłem w złą ulicę i zderzyłem się z jakimś facetem.<i> Boże...</i><br />
<i> </i>Odetchnąłem z ulgą, przekraczając próg kawiarni. To, że dotarłem tam w jednym kawałku należy uznać za spory sukces. Niestety, nie dane było mi się tym nacieszyć.<br />
Niall, który właśnie obsługiwał jednego z gości od razu wyłapał mnie wzrokiem. Zrobił zniesmaczoną minę, a potem kiwnął głową w stronę lady. Poszedłem w jego ślady i uczyniłem to samo. Przy kasie stał nie kto inny jak pan Styles. Posłałem mu mordercze spojrzenie, chociaż pewnie i tak tego nie widział, bo był odwrócony plecami do mnie. Wzniosłem oczy do nieba. <i>Na serio? Za jakie grzechy, za jakie grzechy się pytam? </i>Wiedząc, że nie mam innego wyjścia <i>(no bo nie oszukujmy się, dojrzałemu mężczyźnie, którym jestem, nie wypada zwiewać, kiedy tylko zobaczy na horyzoncie swojego ex) </i>ruszyłem na zaplecie, żeby się przebrać. Ominąwszy Harry'ego, miałem już nawet cichą nadzieję, że mnie nie zauważył, jednak Bóg raczej nie lubi wysłuchiwać moich próśb...<br />
- Louis! Liczyłem na to, że cię tu zobaczę - powiedział. <i>Doprawdy?</i><br />
- No raczej. Pracuję tu... - odparłem.<br />
- Uhm... no tak - podrapał się po karku. - Chciałem z tobą porozmawiać.<br />
- Nie sądzę, żebyśmy mieli o czym. A teraz wybacz - nie mam czasu - oznajmiłem dość ostro i niczym rasowa diva poszedłem na zaplecze, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.<br />
Znałem Harry'ego i wiedziałem, że nie odpuści tak łatwo, dlatego wcale nie dziwiło mnie, że kiedy wróciłem, gotowy, żeby zacząć zmianę on nadal stał przy ladzie.<br />
Zmienił się. Wydoroślał, zmężniał. Chociaż był ubrany w garnitur, jego włosy stały się o kilka centymetrów dłuższe, a na twarzy pojawił się zarost, to potrafiłem dostrzec w jego twarzy tę dawną młodzieńczą energię oraz radość w oczach. Wyglądał na kogoś, komu ułożyło się w życiu. Najprawdopodobniej założył rodzinę (sądząc po tym, że ma córkę), finansowo też musiało mu się nieźle powodzić, no bo cholera - wyglądał jak milion dolarów. Zawsze wiedziałem, że Harry dużo osiągnie ze swoim zapałem i ambicjami. Wydawał się być szczęśliwy i spełniony. Dlatego tym bardziej zastanawiało mnie, po co chciał rozdrapywać stare rany. <br />
<br />
*<br />
<br />
- Proszę, Louis. Tylko jedna rozmowa - ponowił swoją prośbę, po raz enty tego dnia. - Będę tu siedział, dopóki się nie zgodzisz.<br />
Spojrzałem na niego znad ekspresu do kawy. Powoli traciłem cierpliwość. Sądziłem, że ktoś taki jak on będzie miał lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie w kawiarni i proszenie mnie o coś, na co i tak się nie zgodzę.<br />
- No to miłego siedzenia, bo nie zamierzam - odpowiedziałem z krzywym uśmieszkiem.<br />
Niall zaczynał namawiać mnie, żebym się zgodził. 'W końcu to tylko rozmowa. Pogadacie i da ci spokój', jak stwierdził. Jednak ja nie miałem ochoty nawet na jedną krótką pogawędkę. Już sama jego obecność sprawiała, że pociły mi się ręce, a serce biło dwa razy szybciej, niż normalnie. Miałem wrażenie, że Styles to wszystko widzi i tylko czeka aż pęknę, żebym zgodził się na tę cholerną rozmowę. <i>Ale nie, tym razem będę twardy. </i>Chociaż raz nie dam mu tego, czego chce. <br />
Zrobiłem zamówione espresso, podążając z nim do stolika pod oknem. Może powoli zaczynam mieć halucynacje, ale byłem pewien, że wzrok Kędzierzawego był aż za bardzo skupiony na moim tyłku. <i>Co to ma być?!</i><br />
- Proszę bardzo, pani espresso - przybrałem uśmiech na twarz, podając kawę młodej kobiecie.<br />
Klientka podziękowała, a ja odszedłem, po drodze zabierając naczynia ze stolika obok.<br />
Zaniosłem je do kuchni, gdzie Niall zajęty był dekorowaniem ciasta i smażeniem naleśników.<br />
- I jak? Poszedł sobie? - spytał.<br />
- Chciałbyś - mruknąłem, wkładając talerze do zlewu.<br />
- Nie rozumiem, czemu nie możesz zgodzić się na tę jedną rozmowę? Co ci szkodzi? - blondyn spojrzał na mnie.<br />
- To nie jest tylko rozmowa, nie rozumiesz? Nie chcę od nowa tego wszystkiego przeżywać. Nie chcę słuchać tego, co ma do powiedzenia, bo wiem, że potem będzie jeszcze gorzej. Boże, Niall, mam go dość! - jęknąłem, chowając twarz w dłoniach. <i>Muszę trochę pomarudzić, taka moja natura...</i><br />
Już po sekundzie ramiona chłopaka mnie objęły, a on sam powiedział uspkajająco:<br />
- Hej, nie załamuj się. Będzie dobrze, jak chcesz to się go pozbędę. Możesz iść do domu i ochłonąć. Głowa do góry, Lou.<br />
Uśmiechnąłem się.<br />
- Dzięki, Niall. Ale chyba chociaż raz muszę zachować się jak mężczyzna i nie wysługiwać się innymi.<br />
- Nic nie musisz. Już pokazałeś wszystkim, że jesteś najsilniejszym mężczyzną, jakiego świat widział - oznajmił.<br />
- To miłe, ale nadal sądzę, że muszę sam sobie z nim poradzić - powiedziałem.<br />
- Jak uważasz. - Niall wzruszył ramionami. - Ale jakby co, to pamiętaj, że tu jestem.<br />
- Jasne, jasne. Wracaj do pracy - rzuciłem, wracając na salę.<br />
Harry akurat rozmawiał przez telefon. Jednak, gdy tylko mnie zauważył pożegnał się, rozłączył i schował smartfona do kieszonki marynarki.<br />
- Dobra. Przemyślałem to - spojrzałem na bruneta. - Jedna rozmowa i znikasz z mojego życia raz na zawsze.<br />
<i>Boże, co ja robię? Chyba do końca mi odbiło. I czemu do jasnej cholery zawsze mu ulegam? Louisie Tomlinson - pora na jakieś lekcje asertywności.</i><br />
- Oczywiście. Jeśli tylko tego będziesz chciał - odpowiedział, a uśmiech z dołeczkami rozświetlił jego twarz. - W takim razie, może usiądziemy? - dodał, wskazując ręką na wolny stolik.<br />
<i>Pieprzony Styles</i> - pomyślałem. - <i>Nienawidzę cię tak samo, jak cię kocham.</i><br />
Tylko skoro tak bardzo nie chciałem tej rozmowy, to czemu idąc do stolika byłem przekonany, że to jedna z najlepszych decyzji, jakie podjąłem w życiu?<br />
<i> </i><br />
<i>~*~</i><br />
<br />
<i>No i mamy trzeci rozdział, z którego - muszę przyznać - jestem zadowolona. A Wam jak się podoba? </i><br />
<br />
<i>Mam nadzieję, że pod tym rozdziałem będzie trochę więcej niż 10 komentarzy :( Da się to zrobić? :)</i><br />
<br />
<i>pozdrawiam, Klaudia x</i>Claudehttp://www.blogger.com/profile/03632389619157187925noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-2595106640458937206.post-16856364463065038792014-07-20T11:39:00.000-07:002014-07-20T11:39:37.687-07:00Rozdział pierwszy<br />
<b>*7 lat później*</b><br />
<br />
<i> Może ktoś wyłączyć to gówno?! Błagam, zanim zostanę szału... </i>Mocniej wtuliłem głowę w poduszkę, licząc na to, że budzik sam przestanie dzwonić. Jednak nic z tego. <i>Niech to szlag! </i>Wyciągnąłem rękę spod kołdry i na oślep próbowałem dosięgnąć telefonu, który wibrował gdzieś na szafce. Kiedy wreszcie mi się udało, opadłem z powrotem na poduszkę, wzdychając głośno. Zapowiadał się kolejny zwyczajny, beznadziejnie nudny dzień. <br />
Zanim się umyłem, ubrałem i zjadłem śniadanie <i>(mówiąc 'śniadanie' mam na myśli kubek mocnej kawy i kawałek wczorajszej pizzy) </i>byłem spóźniony do pracy już o piętnaście minut. Zupełnie sie tym nie przejmując, zamknąłem mieszkanie i spokojnym spacerem ruszyłem do kawiarni. <br />
Lokal, w którym pracowałem nie był jedną z tych sieciowych, wielce popularnych kawiarni typu Starbucks, do których zawsze cisnęły się tłumy. Nie, było to małe klimatyczne miejsce, w którym można było w spokoju poczytać książkę i napić się dobrej kawy. <br />
Wiem, że posada kelnera w kawiarni może nie jest szczytem moich ambicji i na pewno nie to chciałem robić w wieku dwudziestu siedmiu lat, ale przez pewne wydarzenia musiałem zrezygnować ze studiów, a potem już nigdy nie miałem wystarczająco chęci i motywacji, by na nie powrócić. Takim też sposobem skończyłem w 'Chocolate & Coffee'. <br />
<br />
*<br />
- Siema, Niall - rzuciłem, gdy tylko przekroczyłem próg kawiarni. <br />
Nie było jeszcze żadnych gości, jedynie Niall kręcił się po sali i wycierał stoliki. Na chwilę przestał, żeby się ze mną przywitać i poprawić fartuch, który zsuwał mu się z bioder.<br />
- Hej, znowu się spóźniłeś - powiedział, po czym palcem wskazał na zegar wiszący na ścianie. - Powinienem powiedzieć pani Backer, żeby obcięła ci z pensji.<br />
- Oboje wiemy, że tego nie zrobisz, poza tym to nonsens przychodzić tak wcześnie, skoro i tak nie ma jeszcze nikogo - odparłem z uśmiechem i ruszyłem na zaplecze, żeby się przebrać oraz zostawić torbę.<br />
Widziałem jeszcze jak Niall przewróciwszy oczami, bo tak ma w zwyczaju, wraca do przecierania stolików. <br />
Niall Horan. Jest jednym z moich najlepszych przyjaciół. Poznaliśmy się prawie siedem lat temu. Szukałem współlokatora do mojego mieszkania, ponieważ nie wyrabiałem z opłacaniem czynszu. Nialler był jedynym kandydatem. Przyjechał do Londynu aż z Irlandii, żeby studiować na jednym z tutejszych uniwersytetów. Kocham tego blondyna. Jest jedynym promyczkiem słońca w tym smutnym padole znanym powszechnie jako życie. <i>Dobra, to zabrzmiało zbyt dramatycznie nawet jak na mnie...</i><br />
<br />
*<br />
<br />
Do końca mojej zmiany zostało jeszcze dokładnie dwadzieścia minut i piętnaście sekund. Ze znużonym wyrazem twarzy stałem przy ladzie, co chwila zerkając na zegarek.<br />
W kawiarni zrobiło się dosyć tłoczno, jak zwykle o tej porze. Kilkoro studentów uczyło się wspólnie do egzaminów, jakaś para migdaliła się przy stoliku, dwóch mężczyzn w garniturach dyskutowało pewnie o swoich biznesowych badziewiach i pewna starsza pani siedziała przy stoliku w rogu, pogrążona w lekturze książki. No, a na zapleczu Niall zapewne obciągał swojemu chłopakowi.<br />
Myślałem już, że ten dzień skończy się równie nudno, jak się zaczął, kiedy do kawiarni wbiegła zdyszana dziewczynka. Miała około trzech lat, jej twarz była cała czerwona, a ona sama dyszała głośno. Zdziwiło mnie, że pojawiła się tu bez żadnego opiekuna, ale ona najwyraźniej nie za bardzo się tym przejęła. Podeszła spokojnym krokiem do lady. Stanęła na palcach, ale jej głowa i tak ledwo co wystawała zza blatu. Popatrzyła na mnie z uśmiechem na twarzy. Dopiero teraz zauważyłem, jak śliczna była. Jasne blond loczki otaczały jej okrąglutką buzię, w dużych niebieskich oczach tańczyły wesołe iskierki, a małe usta uformowała w dzióbek.<br />
- Cześć, co mogę dla ciebie zrobić, Słońce? - zagadnąłem pochylając się nad dziewczynką i posłałem jej uśmiech. <br />
- Hej - odpowiedziała piskliwym głosem. - Poploszę ciastko czekoladowe.<br />
- Dla ciebie wszystko, Cukiereczku. Zaczekaj sekundę - Mała przytaknęła głową, a ja wziąłem talerzyk z regału, po czym ułożyłem na nim kawałek tortu czekoladowego. Całość udekorowałem bitą śmietaną, położyłem łyżeczkę i wróciłem do dziewczynki. - Powiedz mi, a gdzie zgubiłaś mamusię?<br />
Popatrzyłem na nią. Blondynka zmieszała się nieco, jednak szybko udzieliła odpowiedzi:<br />
- Przyszłam tu z tatusiem, ale on się chyba zgubił.<br />
Uniosłem brwi to góry. Wyglądało na to, że Mała uciekła swojemu ojcu. A on pewnie szukał jej teraz i cholernie się martwił.<br />
- Wiesz co? Zaniosę twoje ciastko do stolika, ty je sobie zjesz, a ja poszukam twojego taty, dobrze? - zaproponowałem.<br />
- Okej.<br />
Zaprowadziłem ją do jedynego pustego stolika, odsunąłem krzesło i postawiłem deser przed nią.<br />
- Smacznego. A tak w ogóle, jestem Louis - powiedziałem.<br />
- A ja Maggie - odparła, wpychając do buzi ogromny kęs ciasta.<br />
Zaśmiałem się, po czym pogłaskałem Maggie po główce.<br />
- To rozejrzę się za twoim tatą, a ty jedz.<br />
Nie odpowiedziała zbyt zajęta jedzeniem. Oddaliłem się i miałem wyjść przed kawiarnię, ale wtedy drzwi otworzyły się z hukiem, a do lokalu wpadł zdenerwowany młody mężczyzna. Mężczyzna, którego rozpoznałbym wszędzie. <i>To jest jakiś kiepski żart, prawda?</i><br />
- O kurwa - wymamrotałem mimowolnie.<br />
Wysoki, postawny, z burzą brązowych loków na głowie i z <i>tymi </i>oczami. To nie mógł być nikt inny. <i>Tylko jak? Skąd? Dlaczego tu i dlaczego teraz?</i> Nie tak miało być. <i>Nie, nie, nie...</i> Panika, to mało powiedziane. Oniemiałem, moje ręce zaczęły się trząść, a ja, jak zaczarowany patrzyłem przed siebie.<br />
Jednak on nawet mnie nie zauważył. Od razu podbiegł do stolika, przy którym siedziała Maggie.<br />
- Boże, Skarbie nie masz pojęcia jak bardzo się martwiłem - zaczął mówić, a jego głos był dokładnie taki, jak zapamiętałem - głęboki, ochrypły, ale przy tym ciepły i delikatny. <i>Kuźwa, przestań Tommo! - </i>Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie uciekała tatusiowi, co? - kontynuował. <i>Tatuśowi?!</i><br />
Dziewczynka spojrzała na bruneta ze skruchą w oczach:<br />
- Przepaszam, tato.<br />
Mężczyzna westchnął, po czym zagarnął córkę w objęcia. Gdy po chwili oboje się uspokoili, oderwał się od Maggie i zapytał:<br />
- A skąd masz to ciastko, hmm?<br />
- Louis mi dał - odpowiedziała bez ogródek, a ja poczułem jak krew odpływa mi z twarzy.<br />
Wzrok dziewczynki, podobnie jak i jej rodzica od razu powędrowały na moją skromną osobę.<br />
- Lou - wyszeptał Kędzierzawy.<br />
Wykorzystałem ten moment zaskoczenia, żeby jak najszybciej ulotnić się z lokalu. Nie zważając na zamieszanie, jakie powstało w kawiarni niemal biegiem ruszyłem na zaplecze. Kiedy tylko tam się znalazłem, zatrzasnąłem drzwi i odetchnąłem z ulgą.<br />
Przede mną, przy lodówce stał Zayn z zamglonym wzrokiem, a Niall klęczał przed nim i zsuwał mu bokserki z bioder. Gdy tylko zdali sobie sprawę z mojej obecności, od razu zaprzestali swoich czynności, po czym z dorodnymi rumieńcami na twarzy popatrzyli na mnie.<br />
- Jesteś obrzydliwi - skomentowałem.<br />
<br />
*<br />
<br />
- Jeszcze raz od początku, bo nie rozumiem - poprosił Horan.<br />
Siedzieliśmy w moim mieszkaniu, pochłaniając drugą pizzę, a ja po raz setny opowiadałem, co wydarzyło się w kawiarni. Zayn przyglądał mi się i uważnie słuchał całej historii, a Niall... cóż, Niall nie mógł się skupić, nie kiedy obok znajdowało się jedzenie.<br />
- A to dupek, nie rozumiem jak mógł wrócić po tym, co ci zrobił - skwitował Malik. - Nienawidzę go.<br />
- Witam w klubie - odparłem, wysilając się na uśmiech.<br />
Chwyciłem ze stołu butelkę piwa i pociągnąłem łyka. Starałem się zrozumieć, po co on tu przyszedł. Musiał zjawić się akurat wtedy, kiedy myślałem, że już wszystko zmierza na prostą. Doszedłem do wniosku, że bycie szczęśliwym raczej nie jest mi pisane. I <i>(o dziwo)</i> przyjąłem to ze spokojem. Kiedy twoje życie to pasmo nieszczęść, zaczynasz przyzwyczajać się do kolejnych problemów i złych wiadomości.<br />
- Dobra, mogę chociaż wiedzieć o kogo chodzi? - odezwał się znowu blondyn.<br />
Zayn przewrócił oczami.<br />
- Chodzi o Harry'ego '<i>Zrujnuję ci życie' </i>Styles'a.<br />
<br />
<br />
<br />
~*~<br />
<br />
<i>Tak oto wygląda pierwszy rozdział :) I jak? Nie wiem, czy nie za bardzo pocudowałam, ale myślę, że można się w tym wszystkim połapać. Podoba się Wam? </i><br />
<i>Miałam opublikować rozdział nieco wcześniej, ale przez wyjazd nie miałam jak :/ Wybaczcie. </i><br />
<i><br /></i>
<i>Proszę o komentarze, one naprawdę pomagają mi się zmotywować c:</i><br />
<i><br /></i>
<i>pozdrawiam x</i>Claudehttp://www.blogger.com/profile/03632389619157187925noreply@blogger.com11tag:blogger.com,1999:blog-2595106640458937206.post-5455025648908335342014-07-07T06:01:00.002-07:002014-07-07T06:02:25.159-07:00Prolog<br />
<br />
Jeśli mam być szczery, to nie pamiętam zbyt wiele z tego dnia. Nie wiem, czy to dlatego, że minęło już tyle czasu, czy być może celowo usunąłem z pamięci niektóre zdarzenia. W każdym razie byłem w dość podłym nastroju, denerwowałem się, bo miałem powiedzieć Harry'emu o wszystkim, a nie za bardzo wiedziałem jak. W końcu nie codziennie ogłaszasz komuś, że jesteś poważnie chory i masz czterdzieści procent szans na przeżycie.<i> Ale tę historię zostawmy na kiedy indziej...</i><br />
Gdy wrócił z uczelni, zbliżała się północ. Był w złym humorze, nie zdążył nawet zdjąć kurtki, a już zaczęliśmy się kłócić. Nie wiem o co poszło, ale z pewnością była to jakaś błahostka, jak zwykle. Krzyczeliśmy na siebie, padały przekleństwa, obelgi - krótko mówiąc, oboje powiedzieliśmy za dużo i potem tego żałowaliśmy. Miałem łzy w oczach, kiedy patrzyłem na Harry'ego, czerwonego ze złości i kompletnie wyprowadzonego z równowagi.<br />
<i>" Dlaczego musisz zawsze być taki uparty?!"<br />" Ja jestem uparty?! Błagam cię, Louis."</i><br />
<i>"Zawsze musi być po twojemu, ja nie mam nic do powiedzenia w tym związku! Czasami się zastanawiam, po co w ogóle z tobą jestem..."<br />" Wiesz co? Nie wiem po co, ale już nie musisz się o to martwić."</i><br />
Po tych słowach odwrócił się na pięcie i żwawym krokiem ruszył w kierunku wyjścia.<br />
<i>"Żegnaj, Louis."</i><br />
Potem słyszałem już tylko trzask drzwi, a może to był dźwięk mojego łamiącego się serca? <i>Nie wiem.</i> Upadłem na kolana, czując jak robi mi się duszno. Nawet nie płakałem, po prostu patrzyłem pustym wzrokiem na drewniane drzwi, za którymi przed chwilą zniknął mój chłopak, <i>och wybaczcie </i>- były chłopak. <br />
Wiele ludzi pomyślałoby, że rozstaliśmy się o głupotę, ale problem był o wiele bardziej złożony. Nie układało nam się od jakiegoś czasu. Odkąd wyprowadziliśmy się do Londynu, prawie codziennie się kłóciliśmy, nie potrafiliśmy zgodzić się w najprostszej sprawie, brakowało nam czasu dla siebie i zwyczajnie się od siebie oddaliliśmy. Najwidoczniej za bardzo, by móc cokolwiek naprawić. <br />
Harry odszedł, zapadł się jak kamień w wodę. Zostawił mnie samego z tym wszystkim. Zostawił mnie, kiedy najbardziej potrzebowałem jego obecności. <br />
<br />
~*~<br />
<br />
<i>Witam wszystkich na nowym fanfiction o Larrym. Mam nadzieję, że choć część z Was zostanie stałymi bywalcami :)</i><br />
<i><br /></i>
<i>Co do samego prologu to jest krótki i jakoś specjalnie nie zachwyca, ale myślę, że jest w porządku. Wprowadza do całej historii, ale nie zdradza zbyt wiele. A Wy co o tym sądzicie? </i><br />
<i><br /></i>
<i>Błagam, skomentujcie, to zajmuje tylko chwileczkę. Chcę poznać Waszą opinię, może uda mi się coś poprawić albo zmienić.</i><br />
<i><br /></i>
<i>Ilysm, Klaudia</i> <i>x</i>Claudehttp://www.blogger.com/profile/03632389619157187925noreply@blogger.com15