środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział trzeci



  - No więc? - zacząłem po paru minutach ciszy, w czasie których po prostu siedzieliśmy naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem.
 Przez kilka naprawdę krótkich chwil, kiedy nie widziałem nic innego poza zielenią jego zniewalających oczu, czułem się jak za dawnych czasów. Czasów, które bezpowrotnie minęły...
Mogłem wmawiać sobie, że nie chciałem tej rozmowy, ale to nie zmieni faktu, że ciekawiło mnie, co Harry ma mi do powiedzenia. Dlatego też byłem nieco zirytowany tym, że nie przeszedł od razu do sedna. 
- Co u ciebie słychać? - zapytał.
- Naprawdę o tym chciałeś rozmawiać? - uniosłem brwi do góry.
- Cóż... nie do końca, ale jakoś trzeba zacząć, prawda? - wyjaśnił, podczas gdy niewielki uśmiech pojawił się na jego twarzy.
Westchnąłem.
- Skoro już tak koniecznie chcesz wiedzieć, to niezbyt wiele się zmieniło. Jak widzisz, pracuję tu, mam za co żyć, więc nie narzekam. A co u ciebie? Chyba masz córkę, prawda? - zagadnąłem, niby to od niechcenia.
- Naprawdę, to o wiele bardziej skomplikowana historia - powiedział, po czym odchrząknął i dodał - Może kiedyś ci opowiem.
Spojrzałem na Harry'ego. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem.
- Długo nie było cię w Londynie... - i było mi z tym bardzo dobrze.
- Uhm... tak. Mieszkałem w Nowym Jorku, ale teraz moja firma założyła swoją filię w Londynie i uhm... zostałem przeniesiony - odparł.
Pokiwałem głową, ale nic nie powiedziałem. Brunet spuścił wzrok i przez jakiś czas poprawiał mankiety swojej koszuli, zupełnie zresztą bez potrzeby, bo były idealnie wyprasowane. Przypuszczam, że ktoś w domu zadbał o to, by tak było.
  Przypatrywałem się mu, aż w końcu głośno wypuścił powietrze.
- Dobra, Louis. Nie będę owijać w bawełnę - powiedział głosem o wiele pewniejszym niż wcześniej. - Chcę cię odzyskać. Nie wiem, jak ty, ale ja nie potrafię przestać o tobie myśleć i pewnie to zabrzmiało tandetnie, ale taka jest prawda. Chcę o nas walczyć.
Teraz to kurwa pojechałeś po bandzie, stary. 
- Louis, dobrze się czujesz? - Harry dotknął lekko mojej dłoni, spoczywającej na stole.
Dopiero, gdy się do mnie odezwał, dotarło do mnie, że wstrzymywałem oddech. Wypuściłem ze świstem powietrze. Przełknąłem ślinę, spoglądając na Styles'a spod przymkniętych powiek. Jak on w ogóle śmiał mówić coś takiego? Jakim prawem tak łatwo zniszczył wszystko, na co pracowałem przez ostatnie pieprzone siedem lat?
Szybkim ruchem odsunąłem krzesło, po czym nie zastanawiając się, wybiegłem z kawiarni.
- Louis! Louis zaczekaj! - słyszałem za sobą wołanie Harry'ego.

*

Biegłem ulicą, przeciskałem się między ludźmi, nie zważając na to, jak idiotycznie musiałem wyglądać w swoim roboczym fartuchu. Chociaż moja ucieczka wydawała się dobrym pomysłem, to pożałowałem tego niemal od razu, ponieważ już po chwili musiałem zatrzymać się, by złapać oddech. Cóż, nie mogę się pochwalić najlepszą kondycją. Jednak tego samego nie można powiedzieć o Stylesie, gdyż ten już po kilku sekundach mnie dogonił i nawet nie miał zadyszki.
- Wszystko okej? - spytał, patrząc jak kaszlę, próbując unormować swój oddech.
Przytaknąłem jedynie, gdyż nie mogłem mówić. Wyglądałem beznadziejnie. Z łzami lecącymi z policzka, cały czerwony i jeszcze omal nie wyplułem płuc na chodnik. Louis Tomlinson - chodząca katastrofa.
- Idź sobie - wydusiłem, wysilając się, by popatrzeć na bruneta.
- Louis - westchnął. - Posłuchaj mnie...
- O nie - zaprotestowałem. - To ty mnie posłuchaj. Przychodzisz sobie tutaj jak gdyby nigdy nic, mówisz, że nadal mnie kochasz i co? I myślisz sobie, że rzucę wszystko, zapomnę o tym, co było i znowu będziemy razem? Pojebało cię? To tak nie działa. Nie było cię przez siedem lat, odszedłeś z własnej woli i teraz nagle wracasz? Miałem nadzieję, że wreszcie o tobie zapomnę, że ułożę sobie życie, ale nie! Wiesz co? Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale nienawidzę cię! Jesteś najgorszym, co mnie w życiu spotkało! A teraz idź już z łaski swojej, zanim całkiem się rozkleję. Idź, tak jak siedem lat temu i daj mi święty spokój - zakończyłem swój monolog łamiącym się głosem.
Zamurowało go.
- To twoje ostatnie słowa? - zapytał cicho.
Nie zareagowałem. Harry musiał uznać moje milczenie za odpowiedź, dlatego też po chwili wpatrywania się w asfalt, odszedł. Wmieszał się w tłum ludzi i zniknął mi z oczu. Usiadłem na krawężniku z pustym wyrazem twarzy. Łatwo poszło. Za łatwo. Co ja najlepszego zrobiłem? Na dobrą sprawę, żadne z słów, które mu powiedziałem nie było bliskie prawdy. Kochałem tego sukinsyna. Ale co to zmienia? Wybuchnąłem niekontrolowanym płaczem, dławiąc się i krztusząc własnymi łzami. Boże...

*

  Jakieś dwie godziny później siedziałem na kanapie w swoim mieszkaniu otulony kocem, a łzy nadal płynęły mi z oczu. Jestem niemal pewien, że można by było wypełnić nimi Atlantyk. Zayn i Niall próbowali jakoś mnie pocieszyć i chociaż dawali z siebie wszystko, to nie za bardzo im wychodziło.
- Hej, Robaczku już wszystko jest w porządku - mówił Zayn kojącym głosem.
Tulił mnie do siebie, podczas gdy Niall robił w kuchni herbatę.
- Nadal nie wierzę, że on na serio był taki bezczelny. Żałuję, że namawiałem cię na tę rozmowę - stwierdził Irlandczyk, idąc z trzema kubkami parującej herbaty. - Czy on zawsze taki był?
- Jaki? - spytał Malik. - Chamski, dziecinny i egoistyczny? Tak, zawsze.
Spojrzałem na ciemnowłosego z wyrzutem. On wcale taki nie był. Harry to porządny facet. Wiem o tym, ale to, jak mnie potraktował to już zupełnie inna bajka.
- Och - westchnął blondyn.
Usiadł obok Zayna, który położył dłoń na kolanie swojego ukochanego, podczas gdy drugą ręką cały czas głaskał mnie po plecach.
- Mam pomysł - powiedział nagle.
Przewróciłem jedynie oczami. Nie pamiętam dnia, w którym Zayn wpadł na jakikolwiek dobry pomysł.
- Nawet nie zaczynaj... - poprosiłem.
Jednak Mulat zignorował moje słowa i zawołał zadowolonym z siebie głosem:
- Pójdźmy do klubu!
- O Boże.. - jęknąłem.
- Żartujesz? - parsknął Niall.
- No hej! Louis, musisz się rozerwać. Nie możesz tu siedzieć i ryczeć jak baba z okresem. Pójdziemy na imprezę, wypijesz drinka, potańczysz, może poznasz kogoś sympatycznego. Dawaj! - opowiadał entuzjastycznie.
Zapowiadał się cholernie długi wieczór... 

~*~

Oookej, nie tak miał wyglądać ten rozdział :/ Trochę za bardzo 'dramatycznie' jak na mnie. Chociaż Lou to taka drama queen, więc nawet pasuje. Muszę rozczarować wszystkich, którzy chcieli się dowiedzieć, jak to jest z Harrym i Maggie. Musicie jeszcze trochę poczekać :D

A tak ogólnie, jakie wrażenia po rozdziale? :) Przypominam Wam o komentarzach i przy okazji bardzo Wam dziękuję za każdą opinię. To naprawdę miłe, że ktoś docenia moją pracę i starania x
 
Kocham Was, Klaudia

10 komentarzy:

  1. świetny rozdział, a Lou aka drama queen jest cholernie rzeczywisty haha x pozdrawiam i czekam na następny! xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział ! Ahahaha "hej robaczku już wszystko jest w porządku" leje :'D kocham to ff ! Najlepsze jakie czytałam o Larrym. Naprawdę świetny rozdział. Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  3. BARDZO FAJNY ROZDZIAŁ ;))Lubie to ff :) Podobała mi sie ta drama ale czemu Hazz tak łatwo odpuścił :'(

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak dla mnie jest za mało opisanych przemyśleń i uczuć bohaterów. Zapowiada się fajnie i jestem ciekawa co wydarzy się dalej. Czekam na kolejny rozdział @pioneczek

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdzial fajny, tylko szkoda, ze taki krotki :(
    zastanawiam sie co bedzie dalej.
    Jak moglas nie wytlumaczyc o co chodzi z corka Harry'ego?.
    Ja tak na to czekalam...
    no coz to do nastepnego xx

    OdpowiedzUsuń
  6. Np nie zajn (XD) do klubu?? Rili??

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej moglabys mnie infornowac o rozdzialach? Z gory dziekuje :) @ruszcyca

    OdpowiedzUsuń
  8. Omg rozdział cudowny,nie wiem jakim cudem go wcześniej nie skomentowałam x czekam na kolejny x

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny <3
    Czekam na nn :)
    W wolnej chwili zapraszam do siebie http://wind-onedirection-fanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale nam sie podoba!!

    Zapraszamy na niesamowity fanfiction o Larrym! Jeśli się spodoba to zapraszamy do zaobserwowania i komentowania rozdzialow! <3

    50shadesoftomlinson.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń